poniedziałek, 7 lutego 2011

poniedziałek, 29 marca 2010

Nie mogę uwierzyć że już są prawie święta. czas leci jak oszalały. żyję poza czasem, poza tym co się dzieje wokół. Żyjemy dla Filipka i dla wszystkich nowości które nam dostarcza każdego dnia. Ostatnio tak sobie uświadomiłam że życie z Filipem wcale nie jest proste bo to przecież nie przespane noce, to harmonogram dnia który zupełnie nie chce się wpasować do mojego, to spóźnianie się wszędzie i nie moc zaplanowania czegokolwiek. Ale to wszystko przestaje być istotne i wszystkie trudny przestają być trudne gdy Filip zrobi coś nowego a my z Witem cieszymy się jak dzieci. Tak teraz sobie myślę że to trochę "rokendrolowe" i zwariowane.
Wychamowałam o 90%. śmieję sie z tych którzy się śpieszą i gonią a ja podziwiam kwitnące pączki na drzewach na spacerach z synem. I jest mi bardzo dobrze, błogo. Cieszę się każdą chwilą ( chyba że śpię), jest cudownie. Jestem szczęśliwą żoną i matką.

wtorek, 16 lutego 2010

O drugim najcenniejszym kawałku z mojego świata...

31 stycznia 2010 roku o 5 rano Filip postanowił być już z nami na świecie. Szerokimi oczami bez płaczu obserwował wszystko co dzieje się wokół niego tuz po porodzie.
Sam poród okazał się "marzeniem" przeżyłam go bardzo świadomie, dobrze i bez komplikacji.
Byłam bardzo grzeczna :) słuchałam położnej tego co do mnie mówi i wspólnie udało się urodzić dziecko w godzinę.
A mało by brakowało i urodziłabym w domu:)
Okazało się że mam bardzo wysoką granicę bólu i znosiłam bóle przez 4i pół godziny z Witkiem.
Chciałam nawet iść do szpitala na piechotę ale nie było już mowy. Nie było także mowy o tym abym się przespała chodź tak bardzo mi się chciało :) Witek uświadamiał mnie " Justyna za 30sek masz skurcz a ty chcesz spać?"
Witek chciał już o wiele wcześniej jechać do szpitala tylko ja się uparłam że "nie". Twierdzi że się z nim kłóciłam. Zupełnie tego nie pamiętam

Ledwo zdążylismy do rejestracji w szpitalu ( zaliczając skurcze po drodze). Pani pielegniarka nie zdążyła wykonać czynności które powinna ponieważ ja już byłam naprawdę gotowa do porodu :)
A potem już sama przyjemność...

Najbardziej niesamowite momenty podczas porodu:

-dochodzenie do takich granic bólu które wydawały by się nie do zniesienia a pomimo wszystko jesteś w stanie je przezwyciężyć
-Witek i jego ramiona :)
-Witek, Witek, Witek
-możliwość położenia ręki na głowie dziecka które jest jeszcze w środku
-pępowina która przypominała "makaron świderkę"
-położenie dziecka na klatce piersiowej
-to jak leżysz już po porodzie i czujesz się jak po wzięciu LSD
-to jak leżysz juz po porodzie 1szy dzien widzisz dziewczynę która dopiero co rodziła i cieszysz sie że już jesteś po :)
- Pielegniarka która podczas bardzo silnego bólu zadaje ci pytanie" Ile Pani ma wzrostu?"
-31.01 to dzień Św. Jana Bosco. czyli jak powiedział kolega Tomek zostajemy w duchu Salezjańskim :)